Kaydan 15: Okładka (plus, o rysowaniu cyfrowym)

Mam w głowie zawsze dużo pomysłów, toteż noszę w sobie nie jeden, a wiele projektów marzeń. Niestety, rysowanie komiksów jest czasochłonnym zajęciem i nie da się zrobić wszystkiego. Jeden pomysł realizuje się kosztem drugiego. Nie ma na to rady.

Jest jeden projekt, który — po Kaydanie, Kociej Planecie i LAZARUSie — bardzo chciałbym zrealizować. Mówiąc krótko, byłby to album w stylu starych horrorów, narysowany bardzo tradycyjnie i utrzymany w konwencji czarno-białej. Uwielbiam stare komiksy o kryptach, wampirach i dziwnych potworach z kosmosu. Czy można wyobrazić sobie coś lepszego?

Mam w głowie pełny zamysł edytorski — wiem, co taki album miałby zawierać. Niewykluczone, że wezmę się za niego po ukończeniu drugiego integrala HK (zacząłem właśnie numer 15, jesteśmy już zatem dobrze za półmetkiem!). Byłby to komiks, jaki sam chciałbym przeczytać, miejscami brudny i undergroundowy. Trochę w stylu komiksu „niezależnego”, choć w sumie wszystkie moje komiksy są niezależne. Ale chyba wiecie, o co mi chodzi:)

W każdym razie okładka Henryka Kaydana nr 15 to mały smaczek tego, co czekałoby nas w takim albumie:

Wielu z Was zapewne rozpozna od razu bezceremonialny ukłon w kierunku starych okładek Tales From The Crypt. Nie zbierałem wprawdzie nigdy fizycznych kopii tych komiksów, ale bardzo lubię je oglądać i często podpatruję np. oryginalny art Jacka Davisa w różnych internetowych galeriach.

Myślę, że dzisiaj — w dobie odwrotu od rysowania tuszem, gdzie szybko i łatwiej jest zrobić planszę w Photoshopie — przekornie warto dać całą wstecz i eksplorować sztuczki i warsztat starych mistrzów. Jestem przekonany, ze oni pozostaną w kanonie przez pokolenia, a mało kto będzie pamiętał o rysownikach cyfrowych. Jeśli ktoś musi rysować szybko i wygodnie, cyfra jest oczywiście niezastąpiona. Jeśli jednak chcemy zagłębić się smaczki lineworku, poszaleć z narzędziami, zrobić coś naprawdę pięknego, warto wykonać to analogowo. Są pewne rzeczy, których komputer nie przerobi. Nie bez powodu ludzie wracają do czarnych płyt, muzycy nadal używają Hammonda czy Mooga, wzmacniaczy lampowych, mimo, że niby wszystko można już zrobić na PC.

Podobnie zresztą z animacją. Wiele współczesnych produkcji robi się dość uproszczonymi technikami i widać, ze użyto komputerowych narzędzi do usprawnienia procesu. Nie znam się na detalach, ale pewnie wiecie, o co biega — wygląda to, jakby był użyty szablon czy generator scen i postacie są z niego powielane. Tymczasem jak pięknie wyglądają w porównaniu stare klasyki, gdzie twórcy musieli wiele scen robić klatka po klatce, a tła były ręcznie malowane! Ludzkie oko widzi takie rzeczy i doświadczenia z branży rozrywkowej są tu fascynujące. Wiele można się nauczyć od twórców modeli do filmów czy scenografów. Wiedzą oni, jak trudno jest oszukać percepcję widza, ewolucyjnie wyczulonego na „fałsz”. Wielu reżyserów, jak np. Scorsese, Nolan czy Tarantino, upierają się przy kręceniu na tradycyjnych taśmach. Filmy z Jamesem Bondem nadal kręcone są w wielu drogich lokacjach, z użyciem kaskaderów i prawdziwych rekwizytów, mimo olbrzymich możliwości CGI. Wszystko to są przekonujące dowody na to, że w tradycyjnych, analogowych metodach twórczych jest pewna magia, której zera i jedynki nie zastąpią.

Wracając do rysowania. Uwielbiam energię stalówki i piórka, gdzie nie ma Ctrl+Z, jeśli zrobi się o centymetr za daleko. Korektorem można sporo uratować, ale zmienić kompozycji czy tła już nie bardzo — szkoda czasu i zachodu. Wielu twórców twierdzi, że między cyfrą a papierem nie ma żadnej różnicy oprócz samego środka prowadzącego do wyprodukowania komiksu. Prawdę mówiąc, i ja tak niegdyś sądziłem. Przyznam jednak, że nie potrafię wskazać cyfrowo narysowanego komiksu, który zachwyciłby mnie tak bardzo, jak ręcznie rysowane czy malowane książki. Zawsze widzę w tym jakiś skrót, przesadne wygładzenie, a często łatwiznę i pośpiech. Zdaję sobie sprawę, że może to być bardzo subiektywne odczucie i że na pewno istnieją chlubne wyjątki, których po prostu nie znam.

Henryk Kaydan zawsze powstawał na papierowych arkuszach. A teraz jest okładka numeru 15 i czuję się, jakbym dopiero zaczynał wyczuwać właściwe struny. Tyle niesamowitych rzeczy pozostaje do odkrycia! Niżej możecie zobaczyć, jak rysowałem oryginał. Nie jest perfekcyjny. Kompozycja z czapy, źródła światła podejrzane, sceneria bliżej nieokreślona:) Ale za to narobiłem się przy tym jak mało kiedy. Mimo wszystko, myślę, że było warto: suma wielu małych wysiłków — mimo, że niedoskonałych — przekłada się na mam nadzieję ciekawy efekt końcowy.

6 uwag do wpisu “Kaydan 15: Okładka (plus, o rysowaniu cyfrowym)

  1. A dużo czasu Ci schodzi na wykreślanie od linijki i cyrkla tych wszystkich technicznych elementów planszy? Pewnie teraz przez doświadczenie tą część pracy śmigasz już automatycznie? 😉
    Zastanawia mnie po prostu czy takie rzeczy nie psują trochę twórczego flow 🙂

    1. Oj faktycznie trafiłeś w czuły punkt, nie jest to moje ulubione zajęcie. Litery i wszelkiego rodzaju manualne, geometryczne napisy to moja zmora, bo z natury jestem niecierpliwy i lubię rysować bardzo szybko. Tutaj trzeba po prostu wolno i cierpliwie. Poza tym literki trzeba ćwiczyć latami, inaczej będzie to wyglądało po prostu źle, więc normalnie w ogóle nie myślę już o samodzielnym nakładaniu ich na papier. Przy okazji ciekawostka — okręgi zakreślam przy pomocy specjalnego plastikowego szablonu, nie cyrkla, więc nie jest to specjalnie trudne:)

  2. Jak słyszę „komiks”, „horror” i „czarno-biały” to przed oczami od razu stają mi rysunki Bernie’go Wrightson’a, ale nie wiem czy taki styl miałeś na myśli. Tak czy inaczej jestem wielkim fanem horrorów i chętnie sięgnąłbym po taki komiks. A co do komiksów „cyforwych” to zgadzam się – może to wynik powolnego zramolenia, ale spora część współczesnych komiksów wygląda dla mnie jak printscreeny z serialu animowanego robionego na komputerze, a nie jak rysunki. Chyba ciągle najchętniej sięgam po komiksy na których się wychowywałem, czyli przełom lat 80/90, właśnie ze względu na kreskę.

    1. Świetnie powiedziane z tymi screenshotami z komputera! Miałem na myśli nie tyle jakiś konkretny styl rysunku (choć uwielbiam Wrightsona), co ogólny klimat — krótkie komiksy grozy, być może różniące się od siebie stylami czy formą. Taki undergroundowy, czarno-biały album z różnościami:)

    1. Hej:) Tutaj– zwykły papier techniczny w bloku A3, 250g. Niektóre komiksy jak np. Lazarus rysuję na papierze komiksowym Blue Line, czasem na czymś innym jak mnie najdzie.

Możliwość komentowania jest wyłączona.