Chciałem, by była oszczędna, ale zarazem pełna energii i natychmiast budziła zainteresowanie. Efekt:
Kilka dni temu odkryłem u siebie nowy vibe na rysowanie o wiele prostsze, za to bardziej „z brzucha”; mniej szczegółowe, ale możliwie bardziej dramatyczne. Od czasu do czasu mi się to zdarza, choć ostatnio jakby rzadziej. Z rysowaniem jak z pisaniem — jeśli jest za bardzo skomplikowane, to można łatwo osłabić wyraz całości. Lubię detale i dopracowane plansze, ale czasami dobrze jest, nie przymierzając, przepchać nieco rury trochę mniej okrzesanym podejściem.
Dlatego zdecydowałem, że okładkę narysuję sprawnie, bez zbędnych ceregieli, bez udziwnień. Miała być energia, surowa moc rysunku i basta. Jest to praktycznie sam pędzelek, z niewielkimi śladami cienkopisu tu i ówdzie dla zaokrąglenia kilku szczegółów. Zero korektora, pierwsze podejście, rach ciach i po krzyku. Myślę, że się opłaciło. Byłem tak podekscytowany, że od razu musiałem pokolorować i zredagować całość. Poniżej możecie obejrzeć skan, a pod nim rysowanie oryginalnej planszy krok po kroku, od szybkiego szkicu aż do wymazania gumki:
Myślę, że Kaydan #14, który właśnie powstaje, w dużej mierze będzie takim właśnie bardziej niż zwykle energetycznym komiksem, z mniejszym naciskiem na mega skomplikowane plansze. Nie martwcie się jednak. Pewnie po paru tygodniach mi przejdzie i znowu będziemy trzaskać detale. Trzeba niekiedy zmienić tempo, żeby proces był interesujący i żeby się nie znudzić!
Ale to nadal kosmiczne rekiny, czy odleciales raczej w kierunku holdu dla Szczek? 😉 Bo z planszy trudno wylapac czy to jeszcze rekino-ludz czy zwykly-niezwykly zarlacz szarzujacy na czyjs materac 😉
Ok, ok:) To ciągle kosmiczne rekiny, dalszych ekstrawagancji póki co nie planujemy. Chciałbym zapełnić ich przygodami drugi tom Kaydana, a potem się zobaczy.