Zeszyt Dnia: Conan The Barbarian 150

Ciągle tylko drukowany Kaydan ostatnio. Reżym jak w więzieniu o zaostrzonym rygorze, zero nowych plansz, zero oryginalnych artów Byrne’a, nie ma nawet nowych stron w kolorze. Trudno, jestem zajęty przygotowaniami. Nie znaczy to jednak, że nie możemy pozwolić sobie na odrobinę wytchnienia. Przepastne regały z komiksami oferują wiele. Zaglądam na nie po to, żeby przypomnieć sobie, po co właściwie to wszystko robię!

Dzisiaj krótko i zwięźle, oryginalny Conan Barbarzyńca 150. Jak to czasem bywa z podobnymi wydaniami jubileuszowymi z odległych czasów, żadnych cudów na kiju, po prostu jeszcze jeden porządny numer bez błyskotek:

Nikt w amerykańskim komiksie nie rysuje kobiet tak, jak John Buscema. Moim zdaniem nawet Milo Manara, którego nie jestem jakimś wielkim fanem, ale który słynie z rysowania kobiet, nie rysuje ich tak ładnie, jak właśnie Buscema. Jest jakiś pierwotny humanizm w kresce Johna, taki ludzki, naturalny ciężar gatunkowy, z którym ciężko polemizować. Zabrzmiało może nieco abstrakcyjnie, ale co tam. Sztuka to nie księgowość, pewne licencje w opisie są tu dozwolone!

Buscema wspomagany jest w tym numerze przez Erniego Chana. W sumie to czysta klasyka, więc nie ma sensu wybrzydzać, ale przyznam, że wolę delikatniejszych inkerów. To, co Palmer wyprawiał w Avengers było wprost niesamowite i zarazem niezwykle lekkie. Chan jakby rysował patykiem, czy jakąś trzcinką, subtelna kreska Buscemy trochę się poci pod tą ciężką łapą (spójrzcie np. na tkaniny), choć ogólnie wygląda to wciąż znakomicie:

Na zakończenie fajny akcent w postaci Bullpen Bulletins z ilustracją niezrównanego Johna Byrne’a. To były czasy, widzieć takie rzeczy na bieżąco w miesięcznikach!

Podkład do czytania (a precyzyjniej do przeglądania, mało co już w ogóle czytam) Conana to Miles Davis i Get Up With It. Mam ostatnio gigantyczną fazę na elektrycznego Milesa i kto nie słyszał, niech żałuje. Na dziś, Get Up With It jest w mojej pierwszej piątce jego albumów, a znam w zasadzie wszystkie wydane po jego przejściu do Columbii i dobrze orientuję się we wcześniejszych. Pokochałem ten album dla He Loved Him Madly, a teraz rozsmakowuję się w nim dla Calypso Frelimo. Mój Boże, pełne dwie godziny grania na takim poziomie! Nie sądziłem, że w moim wieku muzyka może na słuchającym odcisnąć jeszcze takie piętno. Cieszę się, że się myliłem, ale to zasługa Milesa. Szedł on czasem w kierunkach, które były nieodkryte przed nim i pozostały w dużej mierze niezbadane również po nim. Niesamowite!

Nie jest to jednak blog o muzyce, po co więc się nad tym rozwodzę? Tak sobie pomyślałem — czy komiksy mają swojego Milesa? Nie było chyba aż tak wielkiego wizjonera na naszym poletku. Może do pewnego stopnia Frank Miller? Może właśnie jemu (ze znanych mi artystów) komiksowo najbliżej do Davisa, który jak kameleon zmieniał style i kształtował nowe kierunki w muzyce.

Trzeba było mieć jaja, by grać, jak Miles Davis. Czy dzisiaj jest jeszcze miejsce na podobne rewolucje w komiksie? Czy powiedziano już wszystko i zostało tylko odcinanie kuponów?

2 uwagi do wpisu “Zeszyt Dnia: Conan The Barbarian 150

    1. Jeśli lubisz elektryczny jazz, czy choćby instrumentalnego rocka, to na pewno „Get Up With It” Cię nie zawiedzie. Jeśli nie jesteś przyzwyczajony do eksperymentów, może na początku trochę zaszokować:)

Możliwość komentowania jest wyłączona.