Doom Patrol 2: Oryginalna plansza (John Byrne)

Na samym dole wpisu znajdziecie wykaz wszystkich oryginalnych plansz (głównie Johna Byrne’a i Norma Breyfogle’a, ale nie tylko) omówionych dotychczas na blogu. Warto zajrzeć. A to zdecydowanie jeszcze nie koniec!

Oryginałów Byrne’a nigdy za wiele. Każdy stanowi piękny dodatek do kolekcji. Dziś kolej na art z komiksu Doom Patrol #2, strona 15:

Seria z Patrolem Zagłady (wolumin już któryś z kolei) to jeden z komiksów DC, które Kanadyjczyk ilustrował we wczesnych latach 2000. Jest wiele podobnych, trochę drugoligowych wydawnictw z tamtych czasów, jak chociażby Blood Of The Demon, The Atom czy Jack Kirby’s Fourth World, które, mimo, że dziś nieco zapomniane, prezentują graficznie rewelacyjny poziom. Byrne należy do rysowników, którzy z wiekiem rysują coraz lepiej i lepiej.

Podobnie jak stara (no, średnia) szkoła wielkiej dwójki, czyli na przykład bracia Buscemowie, Joe Kubert, Frank Miller czy Walt Simonson, John to cartoonist z prawdziwego zdarzenia, z zasady nie opierający swoich prac o zdjęciowe referencje. Rysuje z głowy, „from the guts”. Sprawia to, że ilustracje, choć może nie zawsze perfekcyjne, są pełne życia i czadowe. Kiedy patrzę na dzisiejsze komiksy Marvela czy DC, bardzo mi tego komiksowego smaku brakuje. Owszem, plansze czasem wyglądają na bardzo szczegółowe, ale prawie wszystkie przytłaczają ciężką łapą „realizmu” i zero na nich polotu, dynamiki. Zapomina się, że ludzie na zdjęciach wyglądają realistycznie, ale zwykle zupełnie nieciekawie pod względem ruchu. W porównaniu z komiksami można powiedzieć, że ludzie na zdjęciach są nudni:). Chlubnym wyjątkiem starej szkoły był Neal Adams, który podobno często używał fotografii, ale potrafił robić to z wyczuciem i warsztatową wprawą, stąd efekty były zwykle rewelacyjne.

Sztuką starych mistrzów komiksu było udawanie realistycznego stylu, a nie wierne oddawanie świata i ludzi. Ktoś kiedyś powiedział, że rysownik ma oddawać to, jaki świat powinien być, a nie to, jaki jest. Kiedy od czasu do czasu wertuję nowe komiksy, widać, że wielu rysowników po prostu odpatruje ilustracje z fotografii. Referencje są ok, kiedy tworzysz portret czy rysujesz kamienicę, ale nadmierne z nich korzystanie sprawia, że komiks wygląda siermiężnie, codziennie, brzydko. Owszem, rysowanie bez back-upu bywa ryzykowne, ale właśnie w tym tkwi cały fun. Generalnie w komiksie lubię styl i indywidualność autora, stąd wolę ryzyko obarczone błędami niż bezpieczne kopiowanie.

Ta właśnie naturalność w szkicowaniu sprawia, że nawet zwykłe, „środkowe” plansze wyglądają u Byrne’a na pełne akcji i życia. Chociaż tutaj akurat nie można narzekać na niedobór fantastycznych kadrów, a całość uzupełniają fajne efekty i dobrze dobrany (choć zwyczajowo jak to u Byrne’a oszczędny) kontrast.

Tusz na planszę nałożył niezastąpiony Doug Hazlewood. Całość jest solidnie wykończona. Inking nie przytłacza zamysłu ołówkowego szkicu, poziom detali jest wysoki. Łyknąłbym wprawdzie nieco bardziej zróżnicowany linework, jest to już jednak tylko kwestia gustu — naprawdę nie ma co narzekać.

Dla kolekcjonerów to żadna nowość, ale warto zaznaczyć, że oryginały komiksowe są zwykle dużo większe, niż drukowane strony. Ten tutaj jest wielkości mniej więcej arkusza A3 i został narysowany na grubym brystolu. Duży wymiar oryginału ma zwiększyć wrażenie szczegółowości i ukryć ewentualne niedostatki w finalnym produkcie:

Jak widać, akurat tutaj zupełnie nie ma czego ukrywać, wręcz przeciwnie. Aż szkoda, że tak wiele detali umyka w druku, w dodatku pod dość intensywnym kolorem.

Zaletą plansz późnego Byrne’a, oprócz tego, że wyglądają bardzo fajnie, jest ich ogólna przystępność i niewysoka cena. Można je dostać za 100-150 dolarów, w zależności od tego, co przedstawiają i jak są narysowane. Oczywiście mowa o tych bez Supermana w kostiumie czy Ligi Sprawiedliwości w walce, ale zawsze. Plansze kupuję bezpośrednio u Jima Wardena (możecie wygooglować sobie jego stronę DOA, która, choć w sensie web-designu pamięta zapewne jeszcze późne lata 90, o ile wiem nadal funkcjonuje) i nigdy się nie zawiodłem. Parę lat temu miałem okazję poznać Jima osobiście na jednym z konwentów. Obsługa jest zawsze na najwyższym poziomie i niejednokrotnie otrzymałem fajną zniżkę kupując kilka plansz naraz.

Każdemu, kto chce zacząć swoją przygodę z oryginalnymi planszami zagranicznych artystów, proponuję na początek rozejrzeć się po planszach podobnego typu. Nie trzeba sprzedawać wątroby na ich zakup, a zawsze zostaje wspaniała, unikalna pamiątka. Jeśli do tego macie miłe skojarzenia z komiksem, z którego pochodzi — to już w ogóle wspaniale. Jest na czym zawiesić oko podczas domowych czynności, przerwy od pracy czy rozmów z przyjaciółmi. W przeciwieństwie do taśmowych plakatów z supermarketu, jest to świetny sposób na przyozdobienie domu czy mieszkania czymś naprawdę wyjątkowym.

Poniżej wykaz i linki do wszystkich oryginalnych plansz omówionych dotychczas na blogu. Mowa oczywiście nie o tych popełnionych przeze mnie, tylko o tych, które sam zbieram i podziwiam. Zajrzyjcie koniecznie:

Batman: Holy Terror (Norm Breyfogle)

Superman & Batman: Generations 2 (John Byrne)

Detective Comics 609 (Norm Breyfogle)

Detective Comics 613 (Norm Breyfogle)

Detective Comics 613 (jeszcze jedna, też Norm Breyfogle)

Action Comics 827 (John Byrne)

Action Comics 832 (John Byrne)

Namor 17 (John Byrne)

Next Men 22 (John Byrne)

Doom Patrol 5 (John Byrne)

Doom Patrol 16 (John Byrne)

Marvel The Lost Generation 9 (John Byrne)

Marvel The Lost Generation 1 (John Byrne)

Blood Of The Demon 15 (John Byrne)

Cold War 1 (John Byrne)

Star Trek: Crew 4 (John Byrne)

Jack Kirby’s Fourth World 15 (John Byrne)

Babe 4 (John Byrne)

Batman: Legends Of The Dark Knight 28 (Matt Wagner)

Next Men 35 (John Byrne)

3 uwagi do wpisu “Doom Patrol 2: Oryginalna plansza (John Byrne)

  1. Z ciekawości, mógłbyś napisać cos więcej o używaniu zdjęć jako referencji? Patrząc na niektóre prace Ben’a Templesmith’a (np. w „Criminal Macabre”) odnosiłem wrażenie, że niektóre postacie są żywcem narysowane na zdjęciu przepuszczonym przez komputer, ale może jestem w kompletnym błędzie i to kwestia użycia jakiegoś efektu czy czegoś 🙂

    1. Nie znam konkretnego autora, o którym piszesz, ale wielu artystów wręcz robi zdjęcia tylko po to, żeby je potem wykorzystać w rysowaniu. Można dziś bardzo łatwo i w parę minut obrobić zdjęcie np. do czarno-białych konturów. Parę dodanych szczegółów tu i tam i… gotowe, masz kadr komiksowy z postaciami:) Problem w tym, że sfotografowany kumpel sięgający po herbatę będzie w komiksie wyglądał jak… kumpel sięgający po herbatę, a nie np. Tony Stark z kieliszkiem szampana. Stąd siermiężność podobnych ilustracji. Jeśli widzisz, że rysunki wyglądają jak zdjęcia, twarze są fotorealistyczne, „prawdziwe” — to jest duża szansa, że gdzieś w procesie użyto zdjęć. Ma to swoich fanów, nie jestem jednym z nich.

      1. Ok, dzięki za informacje 🙂 Templesmith to gość który rysował m.in. „30 Dni Nocy” i parę innych horrorowych rzeczy.

Możliwość komentowania jest wyłączona.