Oryginał z komiksu „Next Men” #35 Johna Byrne’a to jedna moich najulubieńszych zdobyczy. Pochodzi z „nowej” odsłony serii, którą Byrne wydał mniej więcej dziesięć lat temu, jako kontynuację trzydziestu numerów opublikowanych przez Dark Horse w latach 90. Seria została wtedy zawieszona i miała niebawem wrócić. Jak się okazało, wróciła dopiero po kilkunastu latach. Niemniej warto było czekać, bo dzięki temu możemy dziś podziwiać takie cacka:
Format planszy to nieregularny arkusz o wymiarach większych od A3. Na podobnym papierze Byrne rysował również komiks „Cold War”, z którego jedną z plansz możecie znaleźć tutaj.
Nieco większe zbliżenie na poszczególne fragmenty strony:
Detale zrobione tuszem na gładkim, wyrwanym z notesu papierze są niesamowite. O ile wiem, Byrne pracował tu gotowymi mazakami czy pisakami Faber-Castell. Nie ma pojęcia, jak udało mu się osiągnąć tak świetny efekt bez normalnego pędzelka. Niemniej na planszy widać całkowity luz, pewność kreski i brak jakichkolwiek „zmęczonych” fragmentów. Jedynym małym mankamentem (chociaż tylko dla niektórych — mnie się to akurat podoba) może być niższe nasycenie czerni, niż w przypadku bardziej tradycyjnie wykonanych plansz:
Zauważcie, że w drukowanej wersji marginesy i przestrzeń między kadrami zamalowano na czarno. Na oryginale nie miałoby to sensu, bo można to w ciągu kilku sekund osiągnąć dziś na komputerze. Myślę, że akurat w przypadku Next Men i subtelnej kreski Byrne’a, takie czarne marginesy, w połączeniu z fajnymi kolorami, dodają całości charakteru:
W ogóle w druku wygląda to rewelacyjnie. Kolory są świetne, bardzo nie-odpustowe, gustowne, a przy tym atrakcyjne. Podoba mi się brak nowoczesnych efektów, które tylko odwracają uwagę od intencji rysownika. Te tutaj przykuwają oko do detali i podkreślają poszczególne plany sceny.
Komiks, z którego pochodzi plansza, miał przynajmniej dwie wersje: wydanie z okładką regularną i czarno-białą, limitowaną. Środek komiksu jest taki sam w obu wariantach. Zaopatrzyłem się w nie przy okazji przeceny w Midtown Comics; nie sądzę, by był większy sens gromadzić wszystko jak leci, skoro jedyna różnica to kolory na okładce. Niemniej, jeśli akurat jest okazja, zawsze miło widzieć limity na półce:
Art kupiłem od Jima Wardena, dealera Johna Byrne’a, o ile pamiętam drogą pocztową. Kosztował nieco ponad 100 dolarów, a zatem stosunkowo niewiele w porównaniu do ogółu oryginałów na rynku, także tym polskim. Może da to do myślenia niektórym sprzedawcom, stosującym według mnie zaporowe ceny na oryginalne plansze. W Stanach nie wszystko już sprzedaje się dobrze, wiele zwyczajnych stron znanych rysowników idzie po 100-200 dolarów. Warto o tym pamiętać zarówno przy kupnie, jak i przy racjonalnej wycenie własnych prac.
Wycena sztuki to zresztą bardzo ciekawy temat i myślę, że w Polsce trochę mało rozpoznany. Widać to po tym, jak wielu autorów podaje ceny tylko na „priv”, jakby była to przynajmniej tajemnica państwowa. Nigdy tego nie rozumiałem. Warto dawać ludziom jasno znać, co i za ile. Czy chcielibyście w markecie poznać ceny produktów z koszyka dopiero półszeptem od kasjera?
W każdym razie bardzo się cieszę, że miałem okazję zaopatrzyć się w taką perełkę w rozsądnej cenie. Warto pamiętać, że art powstał jako część ciekawej opowieści. Gorąco polecam samą serię Next Men, zarówno starą i nową odsłonę. Czyta się to jak film, a raczej dobry serial.
A tutaj — całkiem już pokaźna! — lista oryginałów opisanych dotychczas…:
Batman: Holy Terror (Norm Breyfogle)
Superman & Batman: Generations 2 (John Byrne)
Detective Comics 609 (Norm Breyfogle)
Detective Comics 613 (Norm Breyfogle)
Detective Comics 613 (jeszcze jedna, też Norm Breyfogle)
Action Comics 827 (John Byrne)
Action Comics 832 (John Byrne)
Marvel The Lost Generation 9 (John Byrne)
Marvel The Lost Generation 1 (John Byrne)
Blood Of The Demon 15 (John Byrne)
Star Trek: Crew 4 (John Byrne)
Kurdesz, jak patrzę na tą okładkę Byrne’a to mam wrażenie, że siedzieliście w jednej ławce w szkole rysowania twarzy 😉 Tylko nie wiem kto zgapiał od kogo 😉
A co do plansz, no niestety, to jak z cenami nieruchomości trochę. Najczęściej po prostu jakiś ludź ma coś do wystawienia, ale nie wie kompletnie ile powinien wołać, więc najprostszą drogą zawoła tyle co wołają inni… przy czym nie bierze często pod uwagę wielu spraw, które mają wpływ na taką a taką cenę. No i druga, ważniejsza sprawa, że zawyżanie cen słabszych, czy też „zwyczajnych” produktów, praktycznie automatycznie winduje ceny tych lepszych :/
Myślę, że z tymi twarzami to nie tylko jedną ławkę, ale i cały uniwerek można by skleić:) Taka już szkoła amerykańskiego komiksu i przyznaję się bez bicia, że podobny styl, a i sam Byrne, zawsze mnie inspirował.
Co do cen artu, to myślę, że jest to taka terra incognita u nas w Polsce. Garstka się zna (ale nie ma też większego odniesienia), trochę zgapiamy z Zachodu, w sumie niewiele się dzieje i rynek jest bardzo płytki. Lata temu wystawiałem bardzo dużo plansz bez ceny minimalnej i też bywało z tym różnie. Nieraz fajnie, nieraz — szkoda gadać. Pozbyłem się w ten sposób większości starych stron. Teraz lepiej wiem, jak podchodzić do wyceny, choć obecnie rzadko sprzedaję (w zasadzie wyłącznie jak ktoś się upomni). Być może po wydaniu paru nowych Kaydanów znowu mnie najdzie na sprzedaż, w końcu sam sobie ich wieszał na ścianie nie będę, a miejsce zajmują:)