Horror, cierpienie, nędza i mogiła! Dwa razy podchodziłem do tej samej planszy i dwa razy nic z tego:

Mam dość na dzisiaj i zamiast narysowania dwu stron (na co się zanosiło, gdyby pierwsza plansza nie okazała się katastrofą), idę na spacer. Inaczej będzie mnie kusiło, żeby ćwiczyć ciosy karate na stole kreślarskim, co źle się skończy i dla mnie, i dla niego.
Na szczęście, zgodnie z rozporządzeniem Ministerstwa RP i Episkopatu Polski, Święta Bożego Narodzenia trwają w tym roku do końca marca, o ile nie dłużej. Dlatego każdy dzień jest dobry na rozpakowanie kilku kolejnych prezentów:


O książce z artem McFarlane’a planuję napisać osobno, bo jest ciekawa i bardzo mnie inspiruje. Nie za bardzo śledzę dzisiejszego Todda (wyjątek to okolice Spawna #300), ale jego prace z czasów Spidera i wczesnego Spawna od zawsze mnie fascynowały.
Podczas pisania wpisu przyszła do mnie koncepcja innego rozkładu paneli na nieudanej planszy. Jestem pewien, że zadziała o niebo lepiej. Jutro się przekonamy. Tymczasem dosyć, panie, dosyć.
Trochę szkoda choćby tego potworka krzyczącego „nieee”.
Może dałoby się porwać planszę tak by chociaż ten jeden kadr zachować i wkleić go gdzie indziej 🙁
Może i można było co nieco oszczędzić, ale plansza była naprawdę niemrawa. Popełniłem błąd w layoucie i tutaj nawet Salomon by nie pomógł. Lata praktyki nauczyły mnie (mniej więcej) kiedy kosz, a kiedy ratujemy. Co nie zmienia faktu, że za często wyrzucam podobne rzeczy. Ale chyba lepiej tak, niż odwrotnie…