Powrót do przeszłości: jest rok 2011, właśnie przygotowuję się do wydania Zmory nr 1 i kończę Kaydana nr 5. Oba ukażą się drukiem i będą miały swoją premierę na targach komiksu w Łodzi. Mimo, że plansze nie wyglądają tak, jakbym tego chciał dziś, wspominam tamte kilka miesięcy bardzo dobrze. Przygotowanie obu komiksów trwało bardzo krótko i jedna inspiracja goniła drugą. Jeszcze inną stronę z piątki i nieco wspomnień z nią związanych możecie podejrzeć tutaj.
Przedstawiona plansza to finalny splash z trzeciego odcinka dodatkowych historii, które wtedy były w Kaydanie. Nazywały się Projekt X. W 2011 ukazał się też samodzielny mini-komiks z bohaterami Projektu, jako promocyjna broszurka na Komiksową Warszawę. Ogólnie dużo wtedy było zabawy i coraz to nowych pomysłów na komiksy. Dawno już nie byłem na targach, ale wydaje mi się, że teraz są to eventy bardziej nakierowane na gry komputerowe.
Lubię grać, kiedy mam czas, ale szkoda mi tych starych, komiksowych spotkań. Byłem w Łodzi w latach 90. Wtedy jeździło się tam po komiksy, a nie po gry. Ale może właśnie to gry w końcu wygryzły komiksy, i dlatego również jedne targi zastępują te drugie? Dzisiaj dzieciaki nie czytają komiksów, tylko grają w gry. Dlatego komiksy to wymierający gatunek i nie da się z tym nic zrobić. Oczywiście, pozostaje jakaś nisza dla wielbicieli i dogorywanie trwa długo, ale w końcu rypnie jeszcze bardziej. Tylko w młodym umyśle może powstać miłość na całe życie, dlatego rzadko kto po 50 gra w gry komputerowe. Ludzie nie rozumieją, po co i jaka to przyjemność. Ale to się zmieni, kiedy dzisiejsze młode pokolenia będą po 50. O wiele więcej starszych osób będzie wtedy grało. Dzisiaj komiksy czytają głównie starsi, i z oczywistych przyczyn nie jest to zdrowy objaw.
Komiksy za to będą raczej jak, nie przymierzając, modele samolotowe: przeznaczone dla wąskiej, wyspecjalizowanej grupy odbiorców, i tyle. Pieniądze, zainteresowanie mediów i młodych, wszystko to jest już w domenie gier. Czy to dobrze, czy źle? Nie wiem. Jeśli ktoś nie ma sentymentalnego stosunku do komiksów, jest mu wszystko jedno. Kiedyś ludziom też było żal umierającej opery (która była relatywnie ogólnodostępną rozrywką), ale dziś mało kto już o niej w ogóle pamięta. Nie mam swoją drogą pojęcia, jak wygląda rynek modeli samolotowych, więc wybaczcie, jeśli przykład nie jest najlepszy. Mam nadzieję, że mimo wszystko pokazuje, o co mi chodzi.
Regular cover do numeru piątego HK:
A tak wyglądała edycja limitowana:
Oryginalna plansza powstała na dość cienkim papierze A3, koło 180 g. Drukowany komiks to rozmiar B5, więc pomniejszenie jest spore. Od używania niezbyt grubego papieru zostało mi sporo dobrych przyzwyczajeń (dopiero redagując wpis zdałem sobie sprawę, jak głupio brzmi to zdanie). Do dziś staram się nie mazać za dużo gumką, nie dociskać za bardzo ołówka i nie wcierać za dużo tuszu.