„Banan to kiepski dodatek do sałatki owocowej, lepszy będzie ananas” – to ostatnie słowa, które zapamiętałem z popołudniowej drzemki. Cóż, nie można odmówić im pewnej racjonalności. Jak sami widzicie, sezon ogórkowy nie sprzyja rysowaniu nowych plansz. Bardzo chciałbym pokazać coś czadowego i założę się, że Wy również niecierpliwie na to czekacie. Dajcie mi jeszcze chwilkę.
Tymczasem zaprezentuję coś, co doskonale wpasuje się w ostatki tegorocznych upałów. Innymi słowy, będziecie musieli dzisiaj obejść się planszą, którą zarezerwowałem sobie na wypadek lepszych pomysłów na wpisy. Co ja poradzę, życie jest okrutne…
Splash page, co tu dużo mówić, gada sam za siebie. Zawsze uważałem, że była to jedna z moich lepszych stron narysowanych za pięknych, zmielonych przez sentyment na niebieski popiół czasów HK Productions. Widzę wprawdzie kilka mankamentów. Pomińmy już samą kompozycję, ale na przykład inkwash mogłem nałożyć bardziej starannie. Inking czarnego ciała demona też nie jest najlepszy. Jest za to kilka szczegółów, które lubię i myślę, że całość do dzisiaj się broni.
Po planszy widać, że komiks pt. „Zmora” nr 1 był pomyślany jako one-shot. Chciałem przywieźć coś nowego na festiwal w Łodzi, oprócz Kaydana. I narysowałem dwa 22-stronicowe numery w miesiąc. Odwołanie się do słowiańskiej mitologii wydawało się interesującym pomysłem. Pomyśleć tylko, że tworzyłem ten komiks nie mając pojęcia o sadze o Wiedźminie…
Mam nadzieję, że tą drobną wspominką uprzyjemniłem Wam nieco kolejny letni dzień. Nie wyciągam jej jednak tak całkiem przypadkowo. Zbliża się dokładnie 10 lat od wydania pierwszego Kaydana, co skłania mnie do przyjrzenia się starym pomysłom, motywacjom, i do spojrzenia na nie z nowej perspektywy.
W słuchawkach Spotify i „The Fox” Eltona – ostatni utwór albumu wybudził mnie ze snu. Bardzo lubię tę piosenkę i jej bohatera. Tak jak lubię gonić to uczucie, które miałem prawie 10 lat temu, rysując pierwszą Zmorę.
Jedna uwaga do wpisu “Zmora 1: Strona 9 (oryginalna plansza)”