W letnie dni znalazłem nieco czasu, by przedrzeć się przez parę starych Conanów Barbarzyńców. Przyznam, że moja kolekcja zieje lukami i nie mam niestety wszystkich numerów rysowanych przez Johna Buscemę, choć uważam się za jego wielkiego miłośnika. A jest przecież jeszcze Savage Sword Of Conan i inne warte grzechu bajery…
Numer 99 to historia „Man-Crabs of the Dark Cliffs!”, rysowana przez duet Buscema i Ernie Chan. Trochę szkoda, że Buscema sam nie nakładał praktycznie tuszu na własne prace z Conanem, ale trudno. I tak jego rysunki, bez względu na inkera, wyglądają rewelacyjnie. W ołówku artysty zawarta jest niesamowita dynamika, anatomia i ciężar postaci, jak również klasyczna, choć zarazem intrygująca i charakterystyczna kreska.
Conan to, wiadomo, Conan – czyli trochę ta sama historia powtarzana w różnych wariantach w każdym numerze. Nie ma w tym jednak nic złego, bo czyta się to i ogląda bardzo przyjemnie. Zresztą jeśli chodzi o rysunki, to nawet, gdyby prace Buscemy ilustrowały życie, nie przymierzając, ślimaków, i tak chciałoby się to oglądać.
Cieszę się, że nie znam jeszcze wszystkich komiksów, które chciałbym przeczytać. Poznawanie historii wypełnionej takimi rysownikami, jak np. bracia Buscemowie, to wielka frajda. Jest jeszcze trochę Conanów, które zamierzam dopiero odkryć. Sięgam sobie po te stare zeszyty ot tak, losowo, kiedy mnie najdzie, i wiem, że na pewno się nie zawiodę. Dużo bym dał, żeby podobnie było z komiksami wydawanymi dzisiaj…
…OCZYWIŚCIE, ISTNIEJĄ CHLUBNE WYJĄTKI! Hah! Wracam do letniego czytania:)…