Gadające strony

Nie wszystkie strony w komiksie to akcja i wybuchy, zwłaszcza, jeśli chwilowo nie ma w nim kosmicznych rekinów.

Rysowanie zwykłych, gadających scen stanowi pewne wyzwanie. Przykuć uwagę taką stroną to też sztuka. W planszy przedstawionej powyżej postanowiłem podjąć ryzyko i nie wychodzić poza zbliżenia twarzy. Uniknąłem również stosowania jakichkolwiek teł, bo chciałem, aby uwaga czytelnika była skupiona na emocjach rozmówców i samym dialogu.

Strony z gadającymi głowami ilustrują moje osobiste rozdarcie jako rysownika. Zawsze ciągnęło mnie do mnożenia kresek i wypełniania planszy aż po brzegi. Takie podejście może wyglądać atrakcyjnie w przypadku wybuchów, scen akcji, kosmicznych walk, potworów itp., jednak w ogóle nie sprawdza się przy rysowaniu ludzi. Gdybym na takiej stronie pociągnął więcej szczegółów, straciłaby ona, zamiast zyskać. Stąd decyzja oszczędnego podejścia, praca głównie pędzelkiem, mniej cienkopisu.

Bardzo wcześnie wyczułem, że jest mi potrzebna odskocznia od stylu, do którego mam naturalne predyspozycje, a którym można łatwiej przykryć niedoskonałości (kupa gruzu, setki cegieł, speedlines i już mniej widać błędy anatomii). Plansze starego Kaydana były generalnie dość mocno nasycone detalami, bo niewiele innego miałem do zaoferowania. Stąd pomysł na pierwszy numer Zmory, który powstał w… tydzień. Zdążyłem uwinąć się z nim równolegle do HK nr 5, bez impaktu na ciągłość wydawania Henryka. Całość była trochę nierówna, ale niektóre plansze były lepsze od czegokolwiek, co narysowałem wcześniej.

Następnym krokiem w podobnym kierunku była miniseria „Droga Do Piekła”, dostępna do poczytania (a raczej obejrzenia) tutaj. Brak tekstu wymusił naukę i pobudził do dodatkowego wysiłku. Już nie wystarczyło machnąć paru twarzy, kiedy był gorszy dzień i nie było ochoty na nic innego.

Nie znaczy to jednak (wracając do tematu), że takie gadające strony są jakoś gorsze lub świadczą o braku lepszych pomysłów. Komiks to forma opowieści, a nie tylko ilustracje. Bardzo łatwo zabrnąć w pułapkę rysowania „pięknych ujęć” tylko po to, by starać się za każdym razem olśnić czytelnika. Przestałem regularnie sprzedawać oryginalne plansze (poza paroma wyjątkami tu czy tam, bo niesamowicie lubię, kiedy inni cieszą się moimi rysunkami) właśnie dlatego, żeby nie ulec pokusie tworzenia pod sprzedaż i skupić się na komiksach.

Prezentowany tu art pochodzi z komiksu Henryk Kaydan nr 12.