Czasami życie artysty bywa brutalne i coś nie wyjdzie do tego stopnia, że poprawki są bez sensu.
Kiedy rysuje się sporo, zdarza się, że pewne kiksy chwilowo umykają uwadze. Dopiero na drugi, trzeci dzień, po nabraniu odrobiny dystansu, można na spokojnie ocenić powagę sytuacji. W tym przypadku nie było nawet na co czekać. Plansza od razu wydawała mi się jakaś zmęczona. Co ważniejsze, podstawowa funkcja komiksowej strony, czyli komunikacja treści, nie została dostatecznie spełniona. Co do licha Kaydan robi z tą dziewczyną? Zobaczcie sami:
Już podczas rysowania czułem, że energia gdzieś uchodzi, że plansza nie jest (artystycznie) sexy. Nie ufam jednak temu odczuciu na sto procent, bo już wyrzuciłem przez nie kilka rzeczy, których potem żałowałem. Ostatecznie zwróciłem się o pomoc do pierwszego redaktora Kaydanów, czyli do Agaty. Moja Żona zwykle bardzo nie lubi, gdy wyrzucam plansze i marnuję pracę. Zdarza mi się to średnio raz na 20-30 podejść, ale rzadko kiedy całkiem skończony produkt ląduje w koszu. Tym razem jednak nie było dwóch zdań. A zatem, bye bye, scena będzie zaprojektowana i narysowana od nowa.
Nie mam redaktora, rysuję zupełnie, co chcę, a zatem od czasu do czasu, nawet dla zasady, warto coś tam skasować. Jestem zbyt niecierpliwy na trzymanie odrzutów w szafie, więc podobne straszydła szybko lądują w koszu. Wyjątkiem są plansze, które odrzucam z innych powodów, niż niezadowolenie z wykonania (przykładowo, Kaydan 7 miał być o 4 strony dłuższy, ale uciąłem kilka plansz, bo niewiele wnosiły do samej historii).
Zamieszczam zatem planszę tutaj jako historyczną (nie-)ciekawostkę. Wszystko, co po niej pozostało, to, na szczęście, tylko fotki.