Zeszyt Dnia: Brigade 1

Tak! Nawet nie Youngblood czy inne Wetworks, tylko od razu Brigade! Czasem mam ochotę na nieco bardziej grzeszne, komiksowe przyjemności. W końcu, dlaczego nie? Podobne komiksy chodzą teraz za bezcen, większość wydań z szalonych lat 90 nie cieszy się uznaniem mainstreamu, czas więc kompletować kolekcję…

Bardzo lubię lata 90 w komiksie, bo w nich właśnie się wychowałem. Najważniejsze, to nie mieć komiksowych kompleksów i czerpać radość ze zbierania i poznawania nowych rzeczy. Zresztą ja akurat dosyć lubię Roba Liefelda nie tylko jako fenomen, ale też po prostu jako rysownika. Jest coś atrakcyjnego zwłaszcza w jego wczesnych komiksach. Tutaj akurat narysował tylko okładkę pierwszego numeru, ale chętnie oglądam jego X-Force i pierwsze Youngblood.

Skompletowanie pierwszych trzech numerów Brigade kosztowało mnie może ze dwa dolary. Sami przyznacie, że istnieją gorsze sposoby na ich wydanie. Gratisowo dostałem też kartę z czasopisma Wizard. Podobna była w jednym z pierwszych numerów Youngblood, które nota bene również łyknąłem za tym samym sipem, korzystając z 75-procentowej zniżki. Pewnie oba komiksy były od tego samego poprzedniego właściciela. I jak tu nie kochać Ameryki?

Wszystkie trzy numery mają w środku karty do wycinania, ale to już jednak, jak widać, nie to, co ta chromowana powyżej:

Przyznam, że nie do końca przeczytałem całość, bo i co tu czytać, ale lubię tę estetykę, ciekawi mnie, co trzy dekady temu porywało takie masy!

Jestem pewien, że gdzieś mam też Brigade 4; nie jestem tylko pewien, czy to ten sam wolumen. Chyba był to back-up jednego z numerów Youngblood: Strikefile, ale to już temat na odrębną historię…

Sprawiło mi radość wertowanie tych starych komiksów. Myślę sobie: co skłaniało ludzi do ich kupowania na taką skalę? Dzisiaj, gdy akurat w sklepie zabrakło papieru toaletowego, coś mi zaświtało. Czy naprawdę jesteśmy tak odlegli od tamtych szalonych czasów?