Man Of Steel 22: Wycinana okładka

O wycinanej okładce z Action Comics i moich komiksowych dziwactwach pisałem tutaj. Dzisiaj kolejny odcinek naszej małej mini serii – tym razem wybrałem 22 numer komiksu Superman: The Man Of Steel.

Wydanie, podobnie jak pozostałe, bliźniacze numery z czerwca 1993 roku, zaopatrzone jest w wycinaną okładkę oraz plakat, oba autorstwa niezastąpionego Jona Bogdanove’a:

Cały event ze śmiercią i zmartwychwstaniem Supermana to oczywiście nic w porównaniu z tym, co dzieje się z Człowiekiem ze Stali przez ostatnie lata, czego zresztą prawie w ogóle nie śledzę. Dla mnie prawdziwe przygody Supermana w komiksach zakończyły się gdzieś w 1998-99 roku, kiedy to nastąpił wyraźny spadek jakości amerykańskich zeszytów i stopniowe odejście od tradycyjnego stylu narracji w kierunku quasi „filmowego”, skompresowanego, gadającego podejścia. Wśród rysowników też wyraźnie zaznaczyła się wymiana pokoleń. To już nie było to.

Dlatego chętnie wracam właśnie do starych, czasem niemodnych i nieco dziwnych komiksów – na przykład ostatnio kupiłem sporo New Warriors Bagleya i zacząłem uzupełniać kilka serii, które kiedyś były u nas cząstkowo wydane w Mega Marvel pod tytułem „Świt Synów Nocy”. Nie wszystkie są równe (chociaż Morbius Wagnera wymiata!), ale wciąż tkwi w nich ten duch komiksowej radości i ekscytacji, którego na próżno szukam w nowych wydaniach (z pewnymi wyjątkami).

Grunt, to nie dać sobie wmówić, co jest modne i nie kierować się chwilowymi trendami. Uwielbiam lata 90 (jak i wcześniejsze, rzecz jasna) w komiksach i z radością uzupełniam kolekcję zeszytami, na które wielu Amerykanów patrzy z przymrużeniem oka. Tam poważnie traktuje się tylko to, co akurat jest na topie, chociaż ostatnio jakby widać jakiś majaczący powrót do korzeni – pojawiają się liczne wydania „facsimile” i „1 Dollar Comic”, czyli reprinty komiksów sprzed 20-30 lat. A może to po prostu kolejna chwilowa moda w kraju wielkich możliwości?

Wracając do naszych baranów – bardzo lubię styl Bogdanove’a, który pod płaszczykiem pozornej prostoty ukazywał świetną anatomię i rewelacyjną dynamikę ilustracji, a także całkiem bogatą paletę środków wyrazu. Nie bał się od czasu do czasu ostrzej zaeksperymentować, co przecież w tradycyjnym, komiksowym środowisku nie było jeszcze wtedy normą.

Zebrałem całkiem sporo numerów Jona z Man Of Steel i wszystkie zasługują na uznanie, również ze względu na lekkie i solidne scenariusze Louise Simonson. Mam wielką słabość do Supermana z lat 90. Niedługo wspólnie otworzymy sobie Supermana 75 (ach, ten plakat!), którego dodatkowe, zapieczętowane wydanie specjalnie w tym celu zakupiłem w mojej najnowszej weekendowej dostawie (tak – skusiłem się też na „Eurohit” w oryginale, ale to temat na osobną historię…):

Zaraz, zaraz – miał być już koniec wpisu, ale cóż to mamy dzisiaj w skrzynce pocztowej?

Dwa miesiące po Bożym Narodzeniu – to prawie nieprzyzwoite! Moja kochana Żona, która ma świetne wyczucie stylu, namówiła mnie na kilka nowych plansz Johna Byrne’a (budżet został oczywiście w stu procentach approved!). Gdzieś w kosmosie, mały chłopak (zatrzymana w czasie cząstka mnie) patrzący na te rzeczy skacze z radości. Czuje się podobnie jak w dniu, kiedy jechał rowerem do kiosku po Supermana 5/1992. Stay tuned, jako że wszystko dopiero przed nami – i dzięki za odwiedzanie bloga!