Kocia Planeta: Kosmiczne plansze

Płyta wieczoru: Miles Davis, Aura.

Myślę, że to dość niedoceniony album. Pierwsze wrażenie: Robert Fripp i soundscapes, tylko, że paręnaście lat wcześniej i z większym wykopem. Jestem obecnie w fazie Davisa i Coltrane’a i coś czuję, że właśnie ta płyta zatnie mi się w odtwarzaczu na parę dłuższych dni.

Czyszczę przy tym skany komiksu „Kocia Planeta”. Kolorowanie tego, co jeszcze zostało musi poczekać do skończenia Kaydana 10, ale dobrze jest wykorzystać parę wieczornych chwil na przygotowanie podkładów.

Jest w „Kociej Planecie” sekwencja zdarzeń w kosmosie. Rysowałem ją wiosną zeszłego roku i poeksperymentowałem wtedy trochę z inkingiem. Widzę teraz, że skupiałem się głównie na samym klimacie i cieniowaniu. Powinienem był być może trochę bardziej zadbać o zróżnicowanie samych kompozycji, ale i tak wyszło dość odmiennie od czegokolwiek, co narysowałem wcześniej.

Prawdziwym testem będzie teraz nałożenie tekstu na to 64-stronicowe monstrum. Niestety, z niewiadomych dla samego siebie powodów uznałem na początku (prawie trzy lata temu!), że poradzę sobie bez problemu z cyfrowym wkomponowaniem chmurek. Teraz tego żałuję i kto wie, czy to nie jest główny czynnik, który mnie tak opóźnia. Same balony (nie mówiąc już o literkach) to dodatkowych parę dni mozolnej pracy.

„Kocia Planeta” powstawała nietypowo. Każda gotowa plansza to tak naprawdę dwie strony oryginału w formacie A3. W sumie więc narysowałem 128 stron A3. Sami widzicie, że to nie pikuś, a kolorowanie i dalsza obróbka to praktycznie drugie tyle roboty.

Na szczęście same plansze są już od dawna gotowe. Brakuje jeszcze tylko okładki, ale tu mam dość nietypowy pomysł, a w zasadzie dwa. Na pewno musi to być coś ekstra, co zróci uwagę potencjalnych czytelników na sam album.

Komiks planuję wydać drukiem (nie będzie chyba wersji cyfrowej) i będę celował z datą premiery w okolice najbliższego MFKiG. Nie spieszyłem się z wydaniem, ale w końcu czas coś z tym zrobić — nie chę bezczynnie dotrwać do momentu, po którym uznam, że już nie warto do tych plansz wracać.