Uwielbiam rysować zwykłych ludzi. Każdy może narysować piękny, szczegółowy pin-up z Batmanem czy innym superbohaterem, ale prawdziwe wyzwanie tkwi w ilustrowaniu najcodzienniejszych sytuacji. Prawdziwi mistrzowie, jak Norman Rockwell, potrafili uczynić z tego niesłychanie interesującą sztukę. Z czasem coraz bardziej lubię takie właśnie plansze; najbardziej niepozorne obrazki zajmują często najwięcej czasu i wymagają więcej wysiłku niż czadowe ujęcia herosów w trykotach.
Myślę, że rysowanie codziennych sytuacji i „zwykłych” planów jest sprawdzianem dla każdego rysownika. Jest to wyzwanie, które nigdy się nie kończy – po narysowaniu każdej kolejnej planszy widzę mnóstwo rzeczy, które można by zrobić lepiej.
Henryk Kaydan 10 jest dla mnie, z osobistej perspektywy, ważnym kamieniem milowym – z czasem rysuję coraz wolniej i coraz bardziej staram się koncentrować na subtelnościach, na dopieszczeniu każdego panelu. Akcja tego numeru dzieje się we Wrocławiu, co umożliwiło wciśnięcie paru lokalnych akcentów w kadry. Miejscowe krasnale okazały się bardzo użyteczne dla wzbogacenia obrazkowej narracji. Również Skytower (od lat zastanawiam się, czy to nie ukryty pomnik Freuda) jest wdzięcznym i charakterystycznym elementem panoramicznych ujęć miasta.
Poniżej plansza numer 6 z Kaydana 10, krok po kroku w procesie ilustrowania – od pierwotnego szkicu, przez kolejne etapy nakładania tuszu, aż do wymazania gumką. Oryginał narysowałem na papierze 250g, format A3.
Swoją drogą, podczas rysowania Wrocławia pozwoliłem sobie na liczne licencje – odtwarzanie planu miasta 1 do 1 byłoby nie tylko niewskazane ze względu na kompozycję niektórych kadrów (Wrocław to nie Nowy Jork, a pewna dramatyzacja panoramy była mi potrzebna). Byłoby ono też, co gorsza, przeraźliwie nudne. I tak mało kto zauważa podobne nieścisłości. W końcu, ileż to razy Los Angeles odgrywało Waszyngton albo Montana Alaskę? Jeśli komuś bardzo zależy na wierności obrazu, zawsze może obejrzeć fotografię. Komiks to w końcu tylko komiks:).