Nie pierwszy raz okazuje się, że nie zawsze mam dobre wyczucie z wyborem plansz, które najlepiej trafią do czytelników. Tak było z okładką do Henryka Kaydana 9, która z początku wydała mi się mało wartym odrzutem. Być może skończyłem ją o niezbyt trafionej porze. Rysowałem od 4:30 rano i, skończywszy rysunek przed śniadaniem, nie miałem do niego dystansu. Narysowałem więc zastępczą wersję okładki i odłożyłem tę pierwszą do wyrzucenia (czasem odkładam takie rzeczy, a czasem je po prostu niszczę — jak mnie najdzie). Jednak nader pozytywna reakcja na Facebooku przekonała mnie do pozostania przy „nietrafionym” oryginale.
Oryginalna okładka:
Drugie podejście, szkic:
Drugie podejście, tusz:
I którą tu wybrać? Ostatecznie, biorę tę po prawej.
Druga okładka dobrze sprawdzi się jako pin up do Kaydana 9, a i jej narysowanie dało mi dużo przyjemności. Myślę, że gdybym nie miał wersji numer 1, z zadowoleniem wykorzystałbym tę z drugiego podejścia.
Wyciągam z tego dwa wnioski. Po pierwsze, cała przygoda jeszcze bardziej przekonała mnie, by w razie wątpliwości ufać reakcjom odbiorców (nawet, jeśli system FB daleki jest od doskonałości w udostępnianiu materiałów i trzeba do niego podchodzić z dystansem). Po drugie, nigdy nie wyrzucaj nieudanej (na pierwszy rzut oka!) planszy od razu…
Jedna uwaga do wpisu “Kłopot z okładką”
Możliwość komentowania jest wyłączona.