Okładka komiksu powinna przede wszystkim zwracać uwagę i być z daleka rozpoznawalna — to zawsze były jej podstawowe funkcje. Tak było kiedyś, w epoce papieru, i dzisiaj niewiele się pod tym względem zmieniło. Może tylko dzisiaj o wiele bardziej ważne jest, aby była rozpoznawalna (logo) i czytelna również w pomniejszeniu.
Moje okładki zwykle wykonuję w ten sam sposób: najpierw szkic ołówkiem na papierze, potem nakładam tusz i wymazuję ołówek. Następnie skanowanie planszy, komputerowe nałożenie kolorów i na końcu umieszczenie logo i napisów. Szkicu zwykle nie skanuję i od razu zabieram się za nakładanie tuszu. Tak wygląda gotowy szkic:

Kiedy tusz jest już nałożony, wymazuję gumką ołówek (trzeba uważać, by nie zagnieść brystolu!):

Kolega z okładki powinien mieć spokojną minę, nie przesadziłem z grymasem, aby całość wydawała się jeszcze bardziej creepy:

Po zeskanowaniu okładki, kolory nałożyłem cyfrowo. Nie proguję zbytnio czerni (czyli zostawiam odcienie szarości), aby okładka mogła „pooddychać”:

Ostatni krok to nałożenie logo i innych dodatków. Zdecydowałem się na bardzo ostrą czerwień:

Stare logo Henryka Kaydana ma przynajmniej jedną zaletę — jest czytelne. Dlatego zdecydowałem się zastosować je bez żadnych zmian również do wznowienia serii. Poza tym, stare logo pełni funkcję łącznika pomiędzy „starym” i „nowym” Kaydanem. Ostra czerwień podnosi wyrazistość i jednocześnie dobrze podkreśla chłodny charakter całości.